W drodze do Emaus

25,00 zł
0

Droga do Emaus ... Już w chwili czytania tytułu zostajemy postawieni przed jednym z najbardziej intrygujących i pięknych obrazów Nowego Testamentu, obrazem spotkania Zmartwychwstałego Boga, którego człowiek nie rozpoznaje od razu, chociaż Go widzi. Chociaż z nim rozmawia. Siła przekazu jest tak wymowna, że nie potrzebuje on w żadnym czasie jakichkolwiek "uwspółcześnień". Może natomiast (i tak się działo) inspirować różne teksty kultury, przydając im uniwersalnych znaczeń. [...]

Maciej Szczawiński

Powiadom mnie gdy pozycja będzie w sprzedaży.

Kategoria:

Autor: Józef Dudek

ISBN   978-83-7164-976-9
Wymiary  125x205 mm
Liczba stron  250
Rok wydania  2018

Można uwierzyć

Tę historię można było snuć na różne sposoby. Słowo snuć wyświetla tu zresztą całkiem nieoczekiwanie owych sposobów cały zestaw! Od skręcania nitki z "przędziwa" opowieści w kształt rewidowanych symboli, przez tworzenie osnowy jakiejś innej narracyjnej "tkaniny", po całkiem już dymno-mgielne zasnucie ponowoczesną dekonstrukcją, co z kolei zbliżyłoby niechybnie Czytelnika do mało sensownego snucia się (wolno i bez celu) po labiryncie kolejnego eksperymentu...

Różnie zatem być mogło. I różne, nie tylko literackie przygody mogły nas po drodze spotkać. Bo to, co ma nam do powiedzenia w swej książce Józef Dudek, dziś jako utwór literacki wydaje się całkowicie bezbronne, jeżeli nie opancerzyć tekstu warstwami nowych odniesień, intuicji czy przesłań.

Droga do Emaus ... Już w chwili czytania tytułu zostajemy postawieni przed jednym z najbardziej intrygujących i pięknych obrazów Nowego Testamentu, obrazem spotkania Zmartwychwstałego Boga, którego człowiek nie rozpoznaje od razu, chociaż Go widzi. Chociaż z nim rozmawia. Siła przekazu jest tak wymowna, że nie potrzebuje on w żadnym czasie jakichkolwiek "uwspółcześnień". Może natomiast (i tak się działo) inspirować różne teksty kultury, przydając im uniwersalnych znaczeń.

Tylko jak dzisiaj, w sytuacji wyczerpania form, kreacyjnej bezsiły i zwyczajnego braku powagi sprostać w sztuce takiemu zadaniu? Zasnuty (powróćmy do tego wymownego słówka) brakiem czytelnych kryteriów krajobraz sprzyja najczęściej pomysłom ekstremalnym, obliczonym na błysk efektu, na szokującą dekonstrukcję. Zatem i narzędzia nie te i atmosfera raczej rozrzedzona.

Autor niniejszej opowieści zachował się w tej sytuacji jak prawdziwy pisarz. Czyli postanowił po prostu opowiedzieć stworzoną (przeżytą ?) przez siebie historię bez rozdwajania włosa na czworo. Bez deliberacji i kalkulowania artystycznych szans. Sama anegdota, z jaką obcujemy, jest narracyjnie nieskomplikowana. Tuż po przejściu na emeryturę pewien mężczyzna podejmuje pozornie absurdalne zadanie. Miast odpoczywać, korzystając z dobrobytu i względnej życiowej stabilizacji, angażuje się bezinteresownie w pomoc mieszkańcom przyparafialnego schroniska. Decyzja jest konkretna. Męska. I uruchamia naturalnie cały dramat życiowo-etycznych konsekwencji. Jakie one są, na czym polegać tu będzie wymiar metafizyczny a na czym paradoksalność i nieobliczalność świata, czytelnik przekona się sam. Nie zdradzając szczegółów fabuły, można jedynie napomknąć, że udało się autorowi stworzyć naprawdę barwną galerię ludzkich typów i charakterów. Fizjonomii tak sugestywnie zarysowanych, że szybko zaczynamy czuć z nimi jakąś dziwną więź, bez względu na to jak są osobliwe.

Powyższa uwaga wydaje mi się istotna szczególnie. Przebywamy tu bowiem od samego początku w świecie na wskroś ludzkim i w świecie.... Cudu.

Jak by to nie brzmiało emfatycznie Józef Dudek daje nam właśnie historię swoistej epifanii! Zrazu jest niewyraźna. Zamglona i zasnuta. Gubi się pośród doraźnych zdarzeń i rozmów. Nie rozbłyska nagłym światłem i nie towarzyszy jej żaden spektakularny akt. Ale zwolna wsącza się przecież we wszystkie szczeliny przedstawianej nam historii. Kolosalną zasługą autora jest tu narracyjny spokój i powściągliwość. Jakby wiedział w każdym momencie, że jakiekolwiek "wyskoczenie z torów" powszedniości może zniszczyć wiarygodność.

A chodzi w końcu o wiarygodność najistotniejszą z istotnych. O wiarygodność Spotkania, do którego odnosi tytuł książki i które prawie we wszystkich wątkach się tu przewija.

Można by rzec proza bez większych fabularnych emocji. Bardzo tradycyjna. Bez suspensu, nagłych zwrotów akcji, bez gorących scen. Psychologicznie też nieszczególnie skomplikowana, bo bohaterowie są przewidywalni i raczej nie narażają nas wstrząsy. A przecież to właśnie ta jej formalna "niestrojność", ten brak pretensji, maski czy kolejnego stylistycznego kostiumu sprawiają, że d a ł o  s i ę  o p o w i e d z i e ć taką historię. I że można w nią też uwierzyć.

Maciej Szczawiński